Pracuję w biurowcu, który według szumnych informacji jest biurowcem klasy "A". Ogólnie powinien być komfortowy, warunki do pracy powinny być takie, ze nie chce się człowiekowi wyjść do domu... Ale nie zapominajmy w jakim kraju żyjemy, w związku z czym to nasze "A" to takie jakieś dziwne.
Biurowiec klasy "A"
By nie być gołosłownym opiszę może jak administracja tego wspaniałego biurowca rozwiązała problem wody kapiącej z sufitu. Jakiś czas temu przenosiliśmy się z jednego pomieszczenia do drugiego, bo większe, a w starym dusznawo było (bo klimatyzacja chyba była projektowana na trochę mniej ludzi). Mieliśmy się przenieść do "Pokoju Weneckiego", którego nazwa nie pochodzi bynajmniej od jego przepychu, ale raczej od tego, że po prostu z sufitu kapała woda i kulturalnie wpadała do podstawionych kubłów. No ale ponieważ nastał czas przeprowadzki, administracja "zajęła się" problemem i poinformowała, że problem z wodą został rozwiązany. A teraz krótka informacja jak :) Wspomniane kubły zostały umieszczone nad sufitem podwieszanym, można relaksować się przy dźwiękach kapiącej do kubła wody. Jak wiadomo kubły mają ograniczoną pojemność, więc w pewnej chwili następuje przepełnienie kubełka i woda zaczyna kapać na kolegę, który wóczas podrywa się ze swojego miejsca, a to, co mówi pominę może milczeniem. Kolega pełni funkcję czujki przeciwzalaniowej. Koleżanka siedząca obok niego, ale poza zasięgiem kapania, ze stoickim spokojem podnosi wówczas telefon i dzwoni do administracji z informacją, że kubełek się przepełnił. Wówczas przychodzi dwóch miłych panów z drabinką, wiaderkiem i wężem, jeden wchodzi na drabinkę i wkłada wąż do kubełka na górze, drugi trzyma wiaderko, "zasysa" węża i w ten sposób usuwają problem kapiącej z sufitu wody do czasu kolejnego przepełnienia kubełka...