Tomek jakiś czas temu pisał o naszych samochodowych nawykach. Prawda jest taka, że jeździmy fatalnie i mamy znikomy szacunek do przepisów (prawa) drogowych. Bo jesteśmy narodem cwaniaków. To tyle ogólnych refleksji.
A teraz konkretnie - jadę sobie razem z Moją Ulubioną Czarownicą na wycieczkę (rowerową). Przygotowuję się do skrętu w lewo, czyli kulturalnie wystawiam rękę, ustawiam się przy środkowym pasie, mam już skręcać i... słyszę za sobą silnik wchodzący na obroty. Oczywiście jakieś połączenie cwaniaczka z kretynem w pseudoterenowym BMW postanowił mnie w tej chwili wyprzedzić. Co myślę na jego temat dość głośno i dobitnie przekazałem zarówno werbalnie, jak i językiem ogólnie zrozumiałych gestów. Usłyszał i zobaczył, szkoda tylko, że dyskusji nie podjął jak byłem bliżej, tylko jak już odjechałem na tyle daleko, że nie chciało mi się wracać. Domyślam się, że musiał zaimponować swojej towarzyszce, a w bezpośrednim starciu raczej miałby małe szanse..
Gdyby nie to, że spodziewałem się takiego zachowania, prawdopodobnie pajac by nas potrącił. A dlaczego się spodziewałem, że tak pojedzie? Bo ulica, którą jechaliśmy jest kawałek dalej zamknięta (remont), mogą nią jeździć tylko mieszkańcy. Z uwagi na to, że Kraków jest rozkopany, jeżdżą również cwaniaczki, którzy w swej wielkości decydują, że akurat tego zakazu przestrzegać nie będą. Najwyraźniej zapomnieli również, że rowerzysta jest również uczestnikiem ruchu drogowego... A (niespodzianka) jest!