Dawno, dawno nie pisałem o rowerze. Głównie dlatego, że nie było o czym. Powód? Prozaiczny - brak czasu. Teraz powoli sytuacja się zmienia i choć sumaryczne dystanse z ostatnich lat są raczej dość mikre, cieszę się, że są. No i czas jazdy się zmienił, ale w tej chwili wygospodarować mogę tylko tyle. Ale ja nie o tym, nie o tym...
Rower reloaded
W Krakowie mieszkam już od prawie 25 lat. Przez ten czas mieszkałem w trzech jego rejonach (pomijając czas spędzony na Miasteczku Studenckim):
- Dębniki (blisko było rondo Grunwaldzkie i bulwary wiślane)
- okolice Ikei
- południowe obrzeża Krakowa (okolice Swoszowic)
Każda ta miejscówka determinowała wybór tras. Najbardziej "wszechstronna" była pierwsza lokalizacja, bo w sumie wszędzie było blisko (albo daleko - zależy jak patrzeć). W tym czasie dużo jeździłem na zachód i południowy zachód od Krakowa. Powód był dość prozaiczny - dwa fajne korytarze ucieczki z miasta, nad Wisłą w stronę Tyńca (i dalej) oraz nad Rudawą w stronę (ogólnie) zachodnią.
Wraz z przeprowadzką na północ Krakowa wygodniej było jechać na północ, północny-zachód, jeśli chodzi o zachód - prawie bez zmian, natomiast kierunek południowy drastycznie stracił na atrakcyjności.
A teraz? Północ odpada, bo za daleko (niewygodnie), bliżej znowu na południowy zachód, a dodatkowo odkrywam rejony bardziej południowe i południowy wschód. Ten rejon jest dużo bardziej pagórkowaty, ale jednocześnie dużo bardziej asfaltowy (choć i "moje stare" rejony mocno asfaltowe się stały). W związku z tym poważniej zastanawiam się nad zakupem gravela.
Przyjemne jest to, że już kilka kilometrów i na pierwszej górce widoki są genialne. Trasa do okoła jeziora Dobczyckiego to raptem 60km, przy weekendzie idealnie.
Co do braku czasu to z wiekiem (mam wrażenie że podobnym do Twojego) widzę sens przysłowia: Kto nie ma czasu na sport, będzie miał czas na chorowanie.