Nie, nie taka "hokus pokus", również nie taka "niewytłumaczalna". Raczej zjawisko, którego wystąpienia się nie spodziewałem. Takie z gatunku tych, kiedy to WiFi działa, albo nie działa, albo jeszcze dawniejszych czasów studiów, gdy problem z niestabilnym połączeniem sieciowym został ostatecznie rozwiązany przesuwając kable sieciowe dalej od wysłużonej lodówki. No i nie tak zaskakujący, jak mordercze moce Rhythm Nation.
Magia
O co chodzi? Tak jak pisałem, postanowiłem nauczyć się trochę o Kubernetes ostatecznie przenosząc tam cały mój Smart Home, który składa się z:
- Openhab
- InfluxDB
- Postgres
- Grafana
- Zigbee2mqtt
- rtl_433
Cały cluster uruchomiony jest obecnie na ODROID-C4, chciałem zrobić go maksymalnie izolowanym, tak więc cały storage jest na karcie SD. Karty SD mają ograniczoną żywotność, wpadłem więc na pomysł, by storage używany przez komponenty Smart Home umiejscowić na pendrive, takim małym (gabarytowo) SanDisk ULTRA FIT. Na tym btrfs i snapshoty replikowane na NAS. Założenie proste - gdy storage padnie, podmiana pendrive, szybki restore i po sprawie.
Gdzie problem? Problemem jest spooky action at a distance powodująca zakłócenie łączności Zigbee. Poważnie. Pendrive nawet nie musiał być w tym urządzeniu, w którym działał koordynator, koordynator tracił połączenie z częścią urządzeń.
Efekt? Cóż, chwilowo storage jest zorganizowany dokładnie tak, jak planowałem. Prawie, bo zamiast fizycznego urządzenia korzystam z pliku (loop). Trudno, jak padnie karta SD, to ją wymienię. Szybki(?) restore i po sprawie.