Na początek ten wpis i materiały powiązane: Irrational Fear of Risks Against Our Children. To samo dzieje się w naszym kraju. W efekcie mamy coraz bardziej nieprzystosowane do radzenia sobie w życiu pokolenia. Jeśli dzieci wychowują się w ochronnej bańce nie mają szansy nauczyć się, że każde ich działanie ma jakieś konsekwencje. Głupie działanie - konsekwencje niezbyt przyjemne. Wniosek - nie rób tego więcej / następnym razem pomyśl.
Z drugiej strony mamy mrożącą krew w żyłach historię o tym jak licealiści polecieli do Liberii, a tam, o jejku, jejku, Ebola szaleje. Rozumiem, że następnym krokiem będzie zakazanie wszelkich sportów ekstremalnych, prawda?
Powtórzę - każdy ma prawo podejmować decyzje dotyczące siebie samego. Te decyzje mogą być głupie, mogą być ryzykowne. Nie mam nic przeciw temu tak długo, jak osoba podejmująca te decyzje sama ponosi za nie odpowiedzialność (lub transferuje ryzyko np. na firmę ubezpieczeniową choćby w przypadku wspomnianych sportów mniej lub bardziej ekstremalnych) i nie mają one wpływu na innych.
W całej tej historii ewentualne zastrzeżenia miałbym co najwyżej do jednej sprawy. Nie do tego, że pojechali (narażają siebie), ale do braku badań przed powrotem, bo tutaj narażają już innych.
Jak dla mnie to trochę zmienia się obraz sytuacji i tego ze narażają innych.
Nadopiekuńczość w stosunku do dzieci. Tak, ma miejsce. Także w Polsce: ostatnio była afera, że ojciec wziął kilkuletniego syna na "surwiwal" - parę noclegów w parku. Winnych jest wielu, ja wskazywałbym na straszące i siejące FUD media (wiadomości to złe wiadomości) i postęp techniczny, zwł. komunikacyjny. Kiedyś po prostu nie było możliwości kontaktu praktycznie w każdej chwili. I tak, kiedyś sporo dzieci bawiło się na ulicy z "przysłowiowym" kluczem do domu na szyi. Pamiętam, że za czasów podstawówki kumpel został sam w domu na tydzień czy dwa.
Z ebolą (chorobami ogólnie) jest tak, że nie narażają tylko siebie. Narażaliby tylko siebie jakby pojechali i zostali tam. Badania przed powrotem - ktoś je musi wykonać (narażanie innych), nie jestem pewien czy są proste i jednoznaczne badania w ogóle. No i co w przypadku infekcji? Niewpuszczenie do kraju (ta jasne, już to widzę)? Wpuszczenie i narażanie innych?
Analogia ze sportami ekstremalnymi jest dobra. Tyle, że co innego zabawa w rajd na zamkniętym torze (wtedy uczestnik naraża tylko siebie), a co innego zabawa w rajd w normalnym ruchu drogowym (narażeni są postronni ludzie). I ten wyjazd bardziej przypomina mi to drugie.
Zresztą, w praktyce mamy niewiele działań, które nie mają wpływu na społeczeństwo. Ograniczenia prędkości, pasy bezpieczeństwa, regulacje dot. używek - wszystko to bierze się stąd, że nie wpływa tylko na zainteresowanego. Zresztą, obecny model nie przewiduje w praktyce całości ponoszenia konsekwencji przez ubezpieczonego i ubezpieczyciela. Nawet jak jakiś pajac skoczy na główkę do nieznanego jeziora i złamie kręgosłup, to konsekwencje ponosi później całe społeczeństwo - leczenie, renty itp.