Do napisania tego postu skłonił mnie Gynvael ze swoim wpisem Wybór studiów a szanse na rynku pracy. Tak jak napisałem w komentarzu, według mnie tytuł magistra stracił swą wartość, podobnie jak "wyższe wykształcenie". Moim zdaniem za dużo osób idzie na studia i zbyt często studia wyższe są wymagane przez pracodawcę, choć obiektywnie patrząc nie są w danym przypadku potrzebne...
Mówiący po angielsku magisterski fetysz
Pierwszy fetysz, na który chcę zwrócić uwagę to biegła znajomość angielskiego w mowie i piśmie. Język angielski jest przydatny w wielu dziedzinach, w części jest niezbędny. Problem w tym, że takie wymaganie często dotyczy stanowisk, na których pracownik z językiem angielskim praktycznie nie ma styczności, nie prowadzi rozmów w tym języku z innymi pracownikami czy klientami. Po co na takim stanowisku biegła znajomość języka, najlepiej jeszcze potwierdzona certyfikatem?
Drugi fetysz to wyższe wykształcenie i w domyśle tytuł magistra. Wiele razy czytałem wymagania dla pracowników wsparcia informatycznego, w których wymienione były... studia informatyczne. Powtarzam, studia informatyczne były wymieniane jako must have a nie nice to have. Gdzie sens, gdzie logika?
Osoba określająca wymagania powinna zwrócić uwagę na dwie dość istotne kwestie:
- specyfika pracy wsparcia informatycznego,
- co to jest informatyka,
Czasami mam wrażenie, że w głowie wielu osób pojawiło się proste równanie komputery == informatyka. Spieszę donieść, że na studia informatyczne nie uczą naprawy i obsługi sprzętu, instalacji typowego oprogramowania i diagnozowania problemów z nim występujących. Nie, nie deprecjonuję pracy wsparcia informatycznego, ale takie zadania są między innymi przez wsparcie realizowane. Czy do tego potrzebne jest wykształcenie kierunkowe i dyplom wyższej uczelni? Odpowiem: nie, nie potrzeba. No chyba, że chodzi tu o problem komiwojażera.
Moim zdaniem te dwa fetysze są szkodliwe, na wiele sposobów. Po pierwsze biegła znajomość angielskiego staje się barierą, która dla wielu osób jest ciężka do pokonania. Powtarzam, chodzi mi o ową biegłą znajomość, w odróżnieniu od znajomości języka angielskiego wystarczającej do efektywnego realizowania zadań. Po drugie uporczywe wymaganie wykształcenia wyższego powoduje produkowanie osób z "wyższym wykształceniem" przez uczelnie typu Wyższej Szkoły Macania Kur, co z kolei zmniejsza wartość "samego" wyższego wykształcenia. Podejrzewam, że absolwent dobrego technikum prezentuje wyższy poziom, niż "kupiony" magister.
Można na całość popatrzeć jeszcze inaczej, z perspektywy potencjalnego pracodawcy. Przypuszczam, że wymagania finansowe osoby z wyższym wykształceniem i osoby po technikum mogą być nieco różne. Dla mnie jest naturalne, że jeśli daną pracę może wykonywać równie dobrze osoba o mniejszych, ale wystarczających kwalifikacjach, to zatrudnię osobę tańszą. Co więcej, jeśli zatrudnię osobę zbyt wykwalifikowaną, to z dużym prawdopodobieństwem mogę oczekiwać, że ta osoba po pewnym czasie nie będzie zbyt szczęśliwa ze swojej pracy. Nie będzie szczęśliwa, ponieważ będzie czuła się niedoceniana, będzie chciała czegoś więcej. Jeśli wewnątrz firmy/korporacji możliwy jest awans wewnętrzny, to wielkiego problemu może i nie ma. Nie zawsze jednak jest taka możliwość. W rezultacie po pewnym czasie może okazać się, że efektywność takiego pracownika spada, jego podstawowym zajęciem staje się szukanie innej pracy, a przy okazji może i jakieś fraudy mu do głowy przyjdą... Mnie takie postępowanie (wybór oferty wystarczająco dobrej) wydaje się racjonalne, ale korporacje racjonalne nie są.
Na zakończenie jedna uwaga. Kryzys czyni cuda. Gdyby porównać wymagania na to samo stanowisko w kryzysie i poza nim, bardzo często okazuje się, że w trakcie kryzysu wymagania są obniżane. Może to wydawać się dziwne, bo przecież właśnie w czasach kryzysu na rynku pojawia się sporo pracowników, których kwalifikacje mogą spełnić przedziwne oczekiwania... Tak się jednak składa, że wymagania w takich przypadkach stają się bardziej racjonalne. Bo jeśli można coś kupić (pracę się kupuje, to chyba nie jest zaskoczenie) tanio lub taniej, a towar (bo praca jest przecież towarem) spełnia wymagania, to wybór jest oczywisty - taniej.
Ale podobną dewaluację przechodzą i niższe stopnie wykształcenia. Maturzyści nie potrafią napisać trzech stron prezentacji z polskiego, osobnicy z dyplomem technika informatyka nie odróżniają odinstalowania aplikacji od skasowania ikony z pulpitu.
Egzamin potwierdzający kwalifikacje zawodowe z roku na rok jest coraz łatwiejszy - racja. Mimo to bez znajomości podstawowej terminologii egzaminu nie zdasz. Proszę nie hiperbolizować.
@Autor - Nigdy chyba nie zapomnę jednego mojego nauczyciela, które ciągle przy okazji tematu przeglądarek internetowych mówi o skryptach Java. Można poprawiać, on nadal swoje.
Nie zapomnę też pewnego nauczyciela, który wymądrzał się na temat Linuksa a jak przyszło co do czego nie potrafił z konsoli zmienić nazwy pliku.
//Żeby była jasność - chodzę do pewnego technikum informatycznego.
Moi nauczyciele jednak swoje lata mają i wydaje mi się, że przedrostek "mgr. [inż.]" przestał mieć znaczenie już jakiś czas temu. Przynajmniej dla mnie osobiście znaczenia nie ma. Znam kilka osób, które mogłyby nieco nauczyć niejednego mojego nauczyciela, a mają wykształcenie zawodowe i pracują na budowie. Informatyka to ich hobby.
Ogólnie rzecz biorąc - w pełni się zgadzam.
2. mądre firmy poszukują pracowników z podstawami, bazą, która umożliwi wykonywanie zadań (tak jak piszesz w artykule) i ewentualne odnalezienie się w strukturze korporacyjnej - natomiast później kierują pracownika na finansowane przez siebie szkolenia językowe.
3. prawda, która wynika z drugiej części Twojego tekstu jest też taka, że osoby o niższym wykształceniu (ale dobrych kwalifikacjach) są mniej skłonne do zmiany pracy (często wynika to z ich samooceny). Osoba z wyższym wykształceniem (pomijając jego jakość) ma większy wybór ofert i często jest bardziej pewna siebie na rynku pracy.