Nie lubię korków. Irytują mnie. Chciałbym, by ich nie było, by nie było tych, by ulice nie były zastawione samochodami wożącymi głównie powietrze. Zwykle jeździłem autobusem (w lecie rowerem). Nawet wtedy, gdy wejście do autobusu wiązało się z walką taką, jaką nasi praprzodkowie musieli toczyć o ogień (śmierdzących ludzi nie byłem w stanie znieść, stąd ucieczka w rower). Znam serię listów motorniczego krakowskich tramwajów (Zwierzenia krakowskiego motorniczego ). Ale nawet moja cierpliwość ma swoje granice. Byłem w stanie zaakceptować nawet to, że rozkład jazdy to fikcja, trudno, byłem gotowy na 10 minut oczekiwania (częstotliwość kursowania autobusu), ale teraz, gdy wartość ta zwykle przekracza 20 minut (czas jazdy rowerem), a często podziwiam okolice przystanku 30 i więcej minut, czas powiedzieć dość. Trudno, przeboleję wstawanie godzinę wcześniej (by uciec przed korkami i znaleźć miejsce parkingowe). Od jutra przesiadam się na samochód (moje zatoki źle znoszą "złotą polską jesień")...
Niestety, jest źle i nie zapowiada się by było lepiej jeżeli chodzi o korki w miastach.