Tak tak, mamy całkiem Nowy Rok 2008. I co z tego? Nigdy nie rozumiałem tego całego zamieszania związanego z nocą z 31 grudnia na 1 stycznia. To znaczy pierwotną radość z doczekania do 1 stycznia rozumiem. Ale nie o imprezy mi chodzi, tylko o "postanowienia noworoczne". To tylko inna forma mówienia co rano "od jutra uprawiam sport", tylko o mniejszej częstotliwości. I tak te wszystkie postanowienia noworoczne po jakichś dwóch tygodniach są skrupulatnie zapominane... Dlatego właśnie na Nowy Rok (jaki nowy, już 3 stycznia) żadnych postanowień nie czynię.