Powszechnie wiadomo, że kobiety i mężczyźni mają inne wyobrażenie stanu "jest posprzątane". I to co najmniej w dwóch sytuacjach. Po pierwsze przy wyzwoleniu zdarzenia "trzeba posprzątać", jak i przy warunku "koniec sprzątania". Śmiem twierdzić, że w tym wypadku większość kobiet nie słyszała o zasadzie 80/20, czyli o twierdzeniu, że 80% skutków wypływa z 20% przyczyn (albo 80% funkcjonalności implementuje 20% kodu, albo...). Ja lubię, gdy jest czysto, rozumiem, że trzeba na przykład odkurzyć, umyć podłogę i te sprzęty co w łazience są. Nie potrafię jednak zrozumieć, dlaczego na przykład podłoga ma być myta co tydzień, w dodatku cała. Nawet tam, gdzie nikt nigdy nogi nie stawia, i której nie ogląda, poza właśnie procesem sprzątania... Jaki to daje efekt? Umycie podłogi w przedpokoju i łazience, nie ma problemu, tam rzeczywiście się brudzi (zwłaszcza przy tak pięknej pogodzie jak teraz), ale na przykład za i pod meblami? Co tydzień? Bez sensu...