Nie uwierzę dopóki nie sprawdzę, tak mam. To nie jest tak, że „wszyscy kłamią”, ale z założenia nie akceptuję stwierdzenia "nie da się", jeśli nie jest poparte dowodami. Oczywiście, czasami się rzeczywiście "nie da", bo wszystko ma swoje ograniczenia i swój zakres stosowania. Nie lubię jednak sytuacji, gdy ktoś, zamiast sprawdzić czemu coś nie działa, domyślnie przyjmuje założenie, że "się nie da, bo (...)".
Nie uwierzę, dopóki nie sprawdzę
Tym "bo" może być "bo vendor rozwiązania nie zaleca stosowania w konfiguracji X". Ma to sens? Czasami, ale nie zawsze. Bo trzeba się jeszcze zastanowić, czy ta konfiguracja ma jakiekolwiek znaczenie i rzeczywiście jest powodem błędu, czy może problem jest jednak gdzieś indziej.
Gdy zaczynałem swoją karierę ludzie byli zawzięci i starali się zrozumieć jak coś działa i dlaczego (nie) działa. Z czasem pojawiła się specjalizacja na tych, którzy budują rozwiązania, i na tych, które je obsługują. I to jest w porządku.
Nie jest w porządku, gdy konsultant mający być ekspertem w danej dziedzinie, a więc należący do tej grupy „wtajemniczonych”, „doradza” nie mając zielonego pojęcia o temacie, na który się wypowiada i nie zadał sobie najmniejszego trudu, by zapoznać się z przedmiotem konsultacji. Zamiast tego łapie się kilku słów kluczowych, dorzuca kilka fachowo brzmiących terminów i po sprawie, prawda?
Prawdopodobnie działa to dość często, ale nie na mnie. Albo inaczej, na mnie to działa, ale w sposób odwrotny do zamierzonego. Jeśli ktoś zacznie mi opowiadać o traceroute w kontekście load balancera działającego w warstwie aplikacyjnej, zdecydowanie nie będę pod wrażeniem. Jeśli na pytanie „czy wie, jakie rozwiązanie jest stosowane w omawianym przypadku” odpowie, że „nie, ale nie ma to znaczenia, bo (…)”, to rzeczywiście - nie ma to znaczenia, dalsza rozmowa nie ma sensu. Szanujmy się.
Wracając do „nie uwierzę, dopóki nie sprawdzę” - teraz już nie mam czasu, by sprawdzić wszystko sam, dużo tematów trzeba delegować. Delegowanie samo w sobie jest trudne, ale jakoś radzę sobie w przypadku, gdy mogę delegować do ludzi, którym ufam. Nawet w tym przypadku mogę zadawać pytania co i jak zostało sprawdzone, jakie były rezultaty, co poparte jest twardymi dowodami, a co jest domysłem lub wnioskiem z istniejących przesłanek. Im kogoś mniej znam (i tym samym - mniej ufam), tym jestem bardziej wnikliwy. I niestety, rezultaty moich sprawdzeń zbyt często potwierdzają, że moje wątpliwości były uzasadnione.