Warto jest czytać Żeromskiego?
Z tradycyjnego, papierowego nośnika czytam nie tylko książki. Od pewnego czasu czytam również prasę, między innymi Newsweek, ale i kilka innych tytułów. Właśnie z najnowszego wydania Newsweeka zaczerpnąłem tytuł, a konkretnie z komentarza dotyczącego artykułu Doktor Judym musi odejść. Autor komentarza, polonista, z wnioskami wynikającymi z tego artykułu się nie zgadza. A ja nie zgadzam się z owym polonistą. Przynajmniej nie do końca.
Nie zgadzam się przede wszystkim z przeświadczeniem, że wartościowy (ewentualnie: inteligentny) jest ten, kto dużo wie. Co to znaczy “dużo wie”? Przypomnę pewien nader pasujący do tematu kawał:
- Co powinien wiedzieć student?
- Wszystko!
- Co powinien wiedzieć asystent?
- Prawie to wszystko, co student.
- A adiunkt?
- W jakiej książce jest to, co powinien wiedzieć student.
- Docent?
- Gdzie jest ta książka.
- A co powinien wiedzieć profesor?
- Gdzie jest docent...
Według badań naukowców jesteśmy obecnie dosłownie bombardowani informacjami. Strumień danych, który napływa do naszych mózgów zdecydowanie przekracza możliwości obrabiania informacji wykształcone przez ewolucję. Nasz mózg ma problem z rozpoznawaniem informacji istotnych od “szumu”, w skrajnych przypadkach każdą informację klasyfikuje jako ważną, (...). Dokonywane są również badania dotyczące zapamiętywania, z których wynika, że pojemność naszego mózgu (czyli ilość tego, co możemy zapamiętać) jest olbrzymia, natomiast problem pojawia się przy odszukiwaniu zapamiętanej informacji. Informacje wykorzystywane często odnajdywane są łatwo, odnalezienie tych używanych sporadycznie nastręczać może sporo problemów. Dlatego tworzone są różnego rodzaju techniki wspomagające zapamiętywanie (a może właśnie “odnajdowanie” zapamiętanych) informacji (patrz: mnemotechnika).
Dla przypomnienia zadane pytanie, które przysporzyło “celebrytom” takich problemów:
Która z postaci nie została stworzona przez Stefana Żeromskiego,
a) Cezary Baryka,
b) Rafał Olbromski,
c) Tomasz Judym,
d) Antek Boryna,
Prawidłową odpowiedzią jest oczywiście Antek Boryna (Władysław Reymont, Chłopi). Na to pytanie kilkanaście lat temu odpowiedziałbym bez chwili zastanowienia, obecnie znalezienie prawidłowej odpowiedzi zajęło mi trochę czasu. Trzeba było skojarzyć nazwiska z książkami, książki z autorami. W ramach ciekawostki pierwszym skojarzeniem (u mnie) z Boryną jest ten skecz. Żeromski i Reymont nie należą do moich ulubionych pisarzy, choć wolę już Chłopów niż dzieła Żeromskiego. Czytałem ich, gdy musiałem. Teraz ta wiedza, tytuły książek, nazwiska bohaterów czy akcja książki spoczywa w otchłani mojej (nie)pamięci. I bardzo dobrze, informacja ta dla mnie nie jest szczególnie przydatna, a w razie potrzeby potrafię ją łatwo znaleźć. Jeśli pan Dariusz Chemperek, autor wspomnianego komentarza, uznaje to za (...) bulwersującą ignorancję (...) to trudno, mój świat się nie zawali. Zapewne bez większych trudności znajdę dziedzinę wiedzy, w której taką ignorancję wykaże również on. Mówię o zakresie informacji przekazywanym w ramach szkoły średniej. Dlaczego o ignorancji ma świadczyć nieznajomość bohaterów powieści Żeromskiego, a nie nieumiejętność rozwiązania układu równań liniowych, opisania zjawiska fotoelektrycznego czy przedstawienia (tu wstawić dowolne inne zagadnienie)?
Czy warto czytać Żeromskiego? Po części swoje zdanie na ten temat przedstawiłem we wpisie Trochę więcej praktyki zamiast nobliwych lektur. Warto czytać. Czy akurat Żeromskiego, kwestia gustu. Trudno oczekiwać, by w dzisiejszych czasach rekordy popularności biły dzieła w stylu Siłaczki. Nie przepadam również za Sienkiewiczem, jakoś to krzepienie serc było dla mnie zbyt nachalne. Trzeba pamiętać, że literatura jest zwykle blisko związana z okresem, w którym powstaje. Okres pozytywizmu jest tu szczególnym przypadkiem, choćby z uwagi na ideę utylitaryzmu. Trudno oczekiwać by wszystko co było użyteczne w XIX wieku, swą wartość zachowało do dziś. Dzieła adresowane do odbiorców współczesnych autorowi nie koniecznie muszą trafiać do ludzi żyjących 50, 100 czy 150 lat później.
Zdaję sobie sprawę, że mogę pisać na ten temat właśnie dlatego, że program szkoły średniej był (bo nie wiem jaki teraz jest) taki, a nie inny. Choć szczegóły się zatarły, to ogólna wiedza została i w razie czego wiem gdzie i czego szukać. Zadawanie odpowiednich pytań (w tym wypadku odpowiednich zapytań w wyszukiwarce) też jest przydatną (utylitaryzm!) umiejętnością. Mimo wszystko uważam, że ilość lektur mogłaby ulec zmniejszeniu, w niektórych przypadkach można zadowolić się fragmentami. Szara rzeczywistość wygląda tak, że znaczna część uczniów i tak nie czyta lektur, zamiast tego korzysta z lepszej lub gorszej jakości opracowań przy okazji kompletnie zatracając umiejętność samodzielnego myślenia. Niektórzy chyba jednak wciąż wolą żyć fikcją, nie zauważać, że świat się zmienia. A zmienia się coraz szybciej...
Wracając do oryginalnego artykułu, zdecydowanie bliższe jest mi podejście reprezentowane tym cytatem:
To, czy znają lektury szkolne, czy ich nie znają, nie ma najmniejszego znaczenia. Ważne, czy są na tyle elastyczni, żeby w krótkim czasie przyswoić sobie umiejętności konieczne na stanowisku, które mają zajmować. Najważniejsza jest otwartość, asertywność i zdolność adaptacji. Reszta przyjdzie sama.
A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem Warto jest czytać Żeromskiego?
Autor: Paweł Goleń