Paweł Goleń, blog

Uprzejmie informuję, że nie jestem zainteresowany publikowaniem podsyłanych informacji prasowych będących w rzeczywistości niczym innym, jak nieudolnie zakamuflowaną reklamą firm i ich produktów.

Poza tym nadmienię, że podejście polegające na wysyłaniu tego typu materiałów bez jakiegokolwiek wcześniejszego kontaktu i zapytania, czy taką korespondencją jestem zainteresowany, odbieram jako zachowanie natarczywe by nie powiedzieć – chamskie. W zasadzie nie ma dla mnie różnicy między naruszeniem mojego dystansu indywidualnego, a takim postępowaniem. Nadmienię też, że instynkt terytorialny mam dość silnie rozwinięty, w związku z czym tego typu zachowania budzą we mnie coś więcej, niż lekką irytację.

Dziękuję za uwagę.

P.S. I zgadnijcie co znalazłem dzisiaj w skrzynce... Tak, kolejną informację prasową.

Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem Do pijarowców i innych cyfrowych stratedżistów

Autor: Paweł Goleń

Jeśli w trakcie twojej wypowiedzi na temat Arac hji lub dyskusji na temat wyższości Fishdick nad Fishdick Zwei otoczenie patrzy się na ciebe tępym wzrokiem, wiedz, że coś się dzieje...

P.S. A o Nimdę, to nawet nie pytam. Nie dość, że stara, to jeszcze niszowa.

Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem I'm old

Autor: Paweł Goleń

Nie, nie chodzi o jakiegoś bota do Twittera. Nie jest to również aluzja do Czesława. W pewien pokręcony sposób tytuł jednak odnosi się do tego, o czym chcę napisać.

Tak się składa, że wróciłem właśnie z wakacji, dwa tygodnie poza naszym pięknym krajem z nieco mniej pięknymi politykami (i nie chodzi mi tu o ich aparycję). Choć nie jestem uzależniony od komputera i internetu, albo przynajmniej tak sobie wmawiam, to jednak pewne problemy z łącznością z siecią były irytujące. Ta hipotetyczna maszynka do ćwierkania to nic innego, jak pewien specyficzny “wakacyjny” AP, który przynajmniej część tych problemów mógłby rozwiązać.

Na czym polegał problem? Cóż, właściwie we wszystkich kwaterach (urlop miał charakter częściowo objazdowy) dostępna była sieć WiFi. Problem w tym, że naprawdę poprawnie działała ona tylko w jednym miejscu. W jednym miejscu działała względnie poprawnie jak już udało się połączyć/uzyskać adres IP. W kolejnych dwóch miejscach sieć działała, jak sygnał zawiało. W praktyce oznaczało to konieczność przeniesienia się w pobliże AP, by móc z sieci skorzystać.

W sumie ta hipotetyczna maszynka nie potrzebuje wiele:

  • możliwości jednoczesnej pracy w trybie klienta i AP,
  • anteny z dość dużym zyskiem lub możliwości podpięcia takowej,
  • opcjonalnie modemu GSM, gdy akurat żadna sieć WiFi nie jest dostępna,

Podejrzewam, że przed kolejnym wyjazdem wakacyjnym ta koncepcja może nabrać konkretnych kształtów.

P.S. A znacie Kombajn do Zbierania Kur po Wioskach?

Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem Maszynka do ćwierkania

Autor: Paweł Goleń

W trakcie testów wpinając się przy pomocy Fiddlera (lub innego local proxy) między przeglądarkę i serwer, mamy możliwość obserwować jakie żądania są wysyłane. Często jest ich po prostu za dużo, przez co ładowanie strony trwa długo, a użytkownik się frustruje.

Bardzo powszechnym błędem jest nieodpowiednie ustawienie nagłówków Cache-Control. Z jednej strony istnieje zalecenie, by używać nagłówka (co najmniej) postaci:

Cache-Control: no-cache, no-store

ale ten nagłówek powinien być stosowany tylko na stronach “dynamicznych” mogących zawierać informacje, które raczej nie powinny zostać zapisane w cache przeglądarek. Jeśli na tego typu stronach tego nagłówka brakuje, mamy problem – potencjalny information leak. Jeśli tego typu nagłówek jest użyty dla statycznych treści (JavaScript, CSS, obrazy), mamy inny problem – przy każdym odświeżeniu strony, przy każdej nowej stronie te same zasoby pobierane są po raz kolejny.

Wspomniane dwa narzędzia:

analizują wskazane strony i pokazują gdzie jest źle pod względem wydajności. Naprawdę warto ich użyć, przecież teraz nawet bankowości internetowe mają być “ładne”. Ja bym się nie obraził, gdyby te “ładne” strony były przy okazji lekkie i responsywne.

Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem YSlow i PageSpeed

Autor: Paweł Goleń

Jeśli ktoś w miarę regularnie (i od dłuższego czasu) czyta mojego bloga to wie, że do biegania mam podejście dość zdystansowane. Jak wspomniałem, preferuję inne formy aktywności, ale...

Jest pewien problem. W trakcie aktywności ruchowej chciałbym utrzymać tętno w granicach 111 – 130 uderzeń serca, niestety okazuje się, że przy nordic walking na mojej typowej trasie w Lasku Wolskim obecnie “wyciągam” już mniej. W związku z tym do listy moich aktywności dołączę jednak marszobieg a docelowo – bieg. Podtrzymuję jednak to, co pisałem o bieganiu po asfalcie. Pozostaję przy Lasku Wolskim, tylko trasę, którą do tej pory zwykle robiłem z kijami, będę robił biegnąc.

Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem Bieganie to nie to, ale...

Autor: Paweł Goleń

Desperate times call for desperate measures. Cóż, ich zbójeckie prawo.

Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem No to czas na kolejną przeprowadzkę...

Autor: Paweł Goleń

Wycieczka była fajna, pogoda trochę mniej. Nie była zła, ale na nadmiar widoków nie mogliśmy narzekać.

Szliśmy z Przełęczy Krowiarki na Markowe Szczawiny, a następnie przez Perć Akademików. Nie pozostaje nam nic, jak tylko powtórzyć wyprawę przy bardziej sprzyjającej pogodzie.

Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem Babia Góra

Autor: Paweł Goleń

Jak pewnie wiecie w Lasku Wolskim od pewnego czasu jest singletrack. Ostatnio został otwarty/dobudowany nowy jego kawałek. Jest zacnie. Ogólnie Lasek Wolski jest zacny, ale w tym roku strasznie dają popalić w nim komary...

Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem Singletrack w Lasku Wolskim

Autor: Paweł Goleń

“Nie musisz biec szybciej od niedźwiedzia. Wystarczy, jeśli biegniesz szybciej od najwolniejszej osoby w grupie”

Pamiętacie to stwierdzenie? Chodziło o to, że nie trzeba dążyć do bezpieczeństwa absolutnego (zresztą jest to niemożliwe), wystarczy jeśli atakujący mają do dyspozycji łatwiejsze cele. To podejście nie działa wtedy, gdy atakujący ma konkretny cel i w jego osiągnięcie może zaangażować spore środki. Ale to już zupełnie inna historia.

Trzymajmy się tej metafory z niedźwiedziem. Goni on naszą grupę i kolejni jej członkowie stają się jego ofiarami. Albo giną, albo czując na plecach jego oddech, biegną szybciej. I w pewnej chwili dochodzimy do sytuacji, gdy to właśnie my jesteśmy tą najwolniejszą osobą z grupy...

Czytaj dalej...

Tak, zainstalowałem sobie dla testu Windows 8.1. Głównie po to, by zobaczyć jak będzie wyglądał powrót przycisku start (ja akurat za nim nie tęsknię). W trakcie tej testowej instalacji zobaczyłem, że dość trudno jest teraz założyć konto “lokalne”, preferowanym podejściem jest użycie “konta w chmurze”. I tutaj mam pytanie – dlaczego “konto z chmury” na różnych komputerach ma różny SID?

Łatwiej byłoby mi przekonać się do tego pomysłu, gdyby ten typ konta dawał mi “namiastkę” domeny. Powiedzmy na przykład, że mam dwa laptopy, do których na zmianę podłączam dysk. Na dysku jest NTFS. Oczywiście jeden komputer nie rozumie użytkowników drugiego (chodzi mi tu głównie o ownera obiektu), w związku z czym czasami trzeba się nagimnastykować by takie przepięcie było bezproblemowe (nie, ustawienie praw Everyone: Full Control to nie jest rozwiązanie). Z tego co sprawdziłem (na szybko) konto “chmurowe” tego problemu też nie rozwiązuje (i nie, nie uważam, by ewentualne wykorzystanie SkyDrive można uznać za jego rozwiązanie).

Rozumiem, że raczej nie mam co liczyć, by mój jakże nietypowy przypadek doczekał się rozwiązania? Tak Mariusz, poniekąd Ciebie wywołuje do tablicy :)

Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem Windows 8.1, konto w chmurze i SID

Autor: Paweł Goleń