Web 2.0 nie dla idiotów
W zasadzie pisząc tego bloga sam uczestniczę w całym ruchu Web 2.0. Ale nie podoba mi się on. Nie tyle sam blog, co idea Web 2.0. Nie podoba mi się to, że każdy może w ramach Web 2.0 napisać dowolną bzdurę...
Z jednej strony możliwość dzielenia się wiedzą przez każdego użytkownika Internetu jest kusząca. Przykładowo czasami warto rzucić okiem na Miplo, by zobaczyć gdzie na trasie może czaić się fotoradar. Z opowieści znajomego jednak wynika, że załadowanie wszystkich punktów z Miplo do Automapy spowodowało skuteczny “zgon” PDA, który po prostu nie był w stanie obsłużyć tej gigantycznej ilości informacji. Co więcej nie wiadomo, czy informacja była wiarygodna i aktualna. Skoro treść może tworzyć każdy, to autorem informacji o fotoradarach może być osoba, która wieczorami widuje Talibów testujących wąglika na krowach w okolicach Klewek. Już kwestię celowego fałszowania informacji pominę. Druga kwestia, to jej aktualność. Weźmy na przykład kwestię utrudnień w ruchu (remonty dróg). Informacja o remoncie zostanie wprowadzona, ale czy zostanie zaktualizowana, gdy remont zakończy się? Podejrzewam, że proces usuwania nieaktualnej informacji jest zdecydowanie wolniejszy, niż proces dodawania/tworzenia nowej.
Wikipedia jest czasem przedstawiana jako wspaniałe osiągnięcie powstałe w wyniku pracy setek (tysięcy) ochotników. Tylko, że wiarygodność informacji tam przedstawianej jest co najmniej dyskusyjna. Nie chodzi o to, że każdy artykuł to bzdury. Chodzi o to, że nie można być pewnym, czy dany artykuł jest wiarygodny, czy być może jego treść jest autopromocją bądź czarnym PR. Sytuacji nie zmieniają nawet moderatorzy. Czasami ciekawym zajęciem jest przyglądnięcie się historii edycji niektórych haseł w Wikipedii. Pamiętam dyskusje, które dotyczyły na przykład Isis Gee. Osoba ta pojawiła się znikąd, nagle, a wszystkie dostępne treści były na jej temat były dziwnie do siebie podobne. Ciekawa jest również historia pewnej charakterystycznej postaci polskiego Internetu (bo do usenetu się nie ogranicza)...
Czy osoba tworząca daną treść jest osobą godną zaufania? Ekspertem w swojej dziedzinie? Czy może pisze bzdury? Internet nie jest anonimowy, można zebrać o danej osobie dość dużo informacji, często więcej, niż tej osobie się wydaje. Nie zmienia to jednak faktu, że wielu autorów czuje się w sieci anonimowo. Zresztą w jakimś stopniu ja również jestem anonimowy. Część osób, którzy czytają tego bloga mnie zna, większość jednak trafia na niego szukając czegoś w google, głównie informacji o łamaniu WEP. Jaką mają pewność, że prezentowane tu informacje są prawdziwe? A może za jakiś czas umieszczę tu informację w stylu “bułgarskiego wirusa”. Ciekawe jak wiele osób dałoby się na to złapać? Nie, nie będę próbował :)
A wszystkie te marudzenia są znów przez nasza-klasa.pl. Zobaczymy jak ten serwis będzie działał 8 stycznia, gdy mają ruszyć nowe serwery... Ale ja nie o tym. Próbował się ktoś ostatnio zapisać do jakiejś uczelni wyższej? Przecież tego bałaganu nie da się opanować. To jest właśnie przykład kompletnego chaosu powstałego, gdy każdy może robić co chce. Dlaczego zamiast zapisać się do “klasy” czyli na odpowiedni kierunek studiów, dla znacznej części kierunków/wydziałów tworzona jest nowa szkoła wyższa? Efekt jest taki, że jest na przykład kilkadziesiąt wersji AGH czy AE...
Stary już jestem (tak, właśnie dzisiaj mi się cyferka przy latach zmieniła), marudny... ...dobra, następny tekst już może będzie bardziej techniczny :P
Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem Web 2.0 nie dla idiotów
Autor: Paweł Goleń