NAS
Po długim czasie myślenia nad zrobieniem sobie jakiegoś NAS (a choćby od tego czasu: Taki pomysł mam na domowego NAS, 2008 rok) w końcu potrzeba dojrzała i NAS zawitał do mojej małej serwerowni pod stolikiem z IKEA.
Pomysłów było wiele, przy ostatniej iteracji pomysłu nastawiałem się na FreeNAS. Zacząłem nawet zastanawiać się nad złożeniem jakiegoś sprzętu, poszukałem, policzyłem i... przeszło mi. Zamiast tego wybrałem coś gotowego: Synology DS214se. Docelowo będzie miał dwa dyski 3TB w RAID 1, na razie ma jeden.
Pod względem parametrów technicznych ten model należy do “słabszych”, ale w moich zastosowaniach jest całkowicie wystarczający. Osiągi są wystarczające, a wąskim gardłem jest sieć (wifi), a nie wydajność pudełka. Do tego dochodzi oprogramowanie, które po prostu robi robotę. Całość jest cicha, ładnie hibernuje dyski gdy nic się do nich nie próbuje dostać, dodatkowo potrafi stworzyć szyfrowane foldery pod spodem korzystając z eCryptfs. Oczywiście – szyfrowanie ma swój wpływ na wydajność, ale coś za coś. Skoro mój dysk jest szyfrowany, to trochę głupio File History trzymać bez szyfrowania, prawda?
Przez chwilę eksperymentowałem z siecią, stworzyłem oddzielny VLAN i do tego odpowiednie reguły na firewallu ograniczające dostęp do NAS (na mój gust trochę za dużo otwartych portów mimo tego, że usługi są wyłączone), ale wydajnościowo to sprawowało się słabo. Umówmy się, że RB750G nie jest do tego, by robić za firewall na gigabitowej sieci (co widać w wynikach testów wydajności, a i również pasuje do tego: Manual:Fast Path). Zamiast tego skorzystałem z wbudowanego firewalla (czyli pod spodem – iptables) by trochę ograniczyć to, co widać. Ja jestem ze starej szkoły – jak czegoś nie ma, to się tego nie zepsuje.
I tak, wiem o SynoLocker.
Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem NAS
Autor: Paweł Goleń