Łeb prawie 2.0 czyli coś trzeba zmienić
Temat zarządzania czasem, organizowania siebie i rezygnowania z pewnych zajęć, które bezpośrednio nie przynoszą zysku (nie koniecznie rozumianego w sposób ściśle finansowy) nie jest niczym nowym. Kiedyś pisał o tym Tomek, ostatnio Michał podjął decyzję o gaszeniu światła. Przyszła pora i na mnie, choć może nieco w inny sposób.
W ciągu kilku ostatnich lat ilość informacji docierających do człowieka zwiększyła się wielokrotnie. Ja to odczuwam w ten sposób, że informacja, po którą musiałem kiedyś sięgnąć obecnie atakuje mnie ze wszystkich stron, chcę tego czy nie. To więcej, niż mój biedny mózg (jestem starym modelem, może nowe pokolenia z natłokiem informacji będą radzić sobie lepiej) jest w stanie przetworzyć i przyswoić. Jak już kiedyś wspominałem – teorie o wielozadaniowości człowieka to bzdura. Nie można zajmować się kilkoma zadaniami jednocześnie i robić to w sposób efektywny.
Od pewnego czasu zauważyłem u siebie problemy z koncentracją, trudności w skupieniu się na jednym zadaniu. Nie chodzi (jeszcze?) o nadmiar zadań, nawet nie o to, by nagle kilka zadań o krytycznym priorytecie rywalizowało o mój czas. Oczywiście takie przypadki się zdarzają, ale na razie udaje mi się utrzymać je na akceptowalnym poziomie, co jednak nie znaczy, że nie ma tu miejsca do poprawy. To co właściwie jest problemem? W moim odczuciu – “rozpraszacze”.
“Rozpraszacze” to wszystkie te małe rzeczy, od których pośrednio się uzależniłem, które uwarunkowały mnie do wykonywania określonych działań. Postanowiłem “coś z tym zrobić”. I powoli robię.
Na pierwszy ogień poszły listy mailowe. Kiedyś było to dobre źródło informacji, dobre zarówno w sensie merytorycznym jak i pod względem aktualności/szybkości. To się jednak zmieniło, wciąż znajdują się tam ciekawe informacje ale otoczone często morzem bylejakości. Coraz częściej nieprzeczytane wiadomości kumulowały się, potem następowała chwila szybkiego przejrzenia i... okazywało się, że o tych interesujących, ważnych rzeczach czytałem już gdzieś indziej. W takiej sytuacji zdecydowałem się na rozwiązanie radykalne – wypisałem się z praktycznie wszystkich list, na które byłem zapisany.
Wychodzę z założenia, że SMS jest mniej intruzyjny niż telefon. Często wole napisać do kogoś SMS, bo zakładam, że zostanie on przeczytany w dogodnej dla odbiorcy chwili, rozmowa telefoniczna tej cechy nie ma. Mam jednak wątpliwości, czy założenie to jest słuszne. Dlaczego? Z powodu, w jaki zostałem uwarunkowany na dźwięk przychodzącej wiadomości pocztowej i pojawiające się w rogu ekranu powiadomienie o nowej poczcie (nie mam na myśli ikonki nowej poczty). Zacząłem łapać się na tym, że po usłyszeniu dźwięku lub usłyszeniu powiadomienia “automatycznie” sprawdzam co tam nowego. Na temat szkodliwości takiego zachowania napisano już wiele, więc powtarzać tego nie będę. Wprowadziłem pewną zmianę – wyłączyłem dźwięk przychodzącej wiadomości oraz powiadomienie. Teraz wystarczy mi ikonka, którą jakoś łatwiej mi zignorować, lub raczej odłożyć na później. Przy okazji przekonałem się w końcu do nowej wersji Thunderbirda. Podoba mi się możliwość agregowania wiadomości z różnych źródeł (kont pocztowych) w “wirtualnych” folderach, choć życzyłbym sobie nieco więcej swobody przy ich definiowaniu. Mam nadzieję, że radykalne zmniejszenie ilości przychodzącej poczty, jak również “wyciszenie” faktu nadejścia nowej wiadomości przyniesie pożądane skutki.
Do rozpraszaczy trzeba także zaliczyć wszystkie serwisy mikroblogowe, do których przekonania nie mam. Co prawda mam konto na blip, ale wykorzystuję je w sposób dość minimalistyczny. Moja aktywność na Google Buzz również ma raczej charakter automatyczny.
Postanowiłem dodatkowo dokładniej przyjrzeć się temu, co robię na komputerze. Na razie zbieram dane (automatycznie), za jakiś czas przeanalizuję je i wyciągnę(?) wnioski. Przecież podobno komputery zostały stworzone po to, by nam ułatwiać życie. Zamiast tego powodują nowe, wcześniej nieznane problemy i wysysają nasz czas.
O wynikach nie omieszkam poinformować za jakiś czas. Tak, to znaczy, że z bloga rezygnować nie zamierzam :)
Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem Łeb prawie 2.0 czyli coś trzeba zmienić
Autor: Paweł Goleń