Łatanie dziur to nie wszystko

Takie nawiązanie do wpisu Jak bardzo można ufać swojemu oprogramowaniu?, w szczególności do jednego z komentarzy, jego fragment:

(...) Z punktu widzenia użytkownika lepsza jest sytuacja z wykryciem i naprawieniem błędów “hurtowo” – dłużej używa bezpieczniejszego softu. (...)

Wiele razy powtarzałem, że bezpieczeństwa nie buduje się przez przyklejanie łatek. Zastanawiałem się jaką wykorzystać analogię by obrazowo wytłumaczyć dlaczego. Chyba w końcu mam pomysł – nasze wspaniałe drogi!

Co z tego, że nasi dzielni drogowcy połatają dziury, jeśli jazda to nadal męczarnia. Trzeba się skupiać w trakcie jazdy na wypatrywaniu nowych dziur w asfalcie i za każdym razem zastanawiać się, czy dana zmiana koloru asfaltu to już dziura, czy tylko inny materiał wykorzystany do wypełnienia. Ta kałuża to tylko drobna niecka, czy może już dziura na pół koła? A nawet jak im się jakiś kawałek uda załatać, to z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można oczekiwać, że za dni parę jakaś nowa dziura się w tym miejscu objawi?

Łatając dziury nie poprawia się jakości naszych dróg i komfortu podróżowania nimi. Podobnie samo łatanie znalezionych błędów bezpieczeństwa to tylko przyklejanie łatek na coś, co wymaga gruntownej przebudowy. Jeśli jest dziura na dziurze, to z dużym prawdopodobieństwem w kolejnej wersji pojawią się nowe (takie same) dziury, lub stare dziury zostaną wskrzeszone przy usuwaniu innych błędów, na przykład funkcjonalnych.

Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem Łatanie dziur to nie wszystko

Autor: Paweł Goleń