Komputer “nie działa”

Jednym z efektów ubocznych “znania się na komputerach” jest fakt, że człowiek staje się supportem dla całkiem sporej liczby krewnych i znajomych królika...

Szczerze mówiąc bardzo nie lubię tej roli i robię co można, by z takich sytuacji się wykręcić. Nawet nie chodzi o to, że nie chcę pomóc, czasami po prostu nie potrafię, bo najnormalniej na świecie nie wiem jaki jest problem.

Pierwszą bardzo irytującą mnie rzeczą jest “support przez telefon”, zwłaszcza gdy ten telefon złapie mnie, gdy jestem z dala od komputera. Ja z natury jestem wzrokowcem, więc jeśli zamiast ekranu komputera mam przed oczyma piękne górskie krajobrazy udzielenie informacji gdzie kliknąć jest dla mnie całkowicie niemożliwe. Dziwne...? Może i tak, ale inny przykład: ja nie wiem (nie pamiętam, a przynajmniej nie jestem tego świadomy), z której strony mam kierunkowskaz, a z której wycieraczki. Nie zmienia to faktu, że będąc w samochodzie bezbłędnie korzystam z interfejsu oferowanego mi przez samochód. Tak samo jest w przypadku komputerów, po prostu wchodzę z nimi w interakcję, nie zapamiętuję kolejnych pozycji w menu i tym podobnych informacji.

Nawet, gdy mam pod ręką komputer, support telefoniczny nie jest dla mnie prostym zadaniem. Dość oczywiste jest to, że by rozwiązać jakiś problem, chciałbym wiedzieć na czym ten problem polega. I tu jest masakra. Próby opisu rzeczywistości przez “zwykłych użytkowników” są... no cóż, powiedzmy, że kojarzą mi się z kalamburami. Albo informacje typu “komputer nie działa, nie no, nie wiem, po prostu nie działa, no co to może być”. Kolejne schody zaczynają się w chwili, gdy trzeba osobie po drugiej stronie wytłumaczyć co ma zrobić...

Trochę lepsza sytuacja jest wtedy, gdy do “padniętego” komputera mam dostęp fizyczny, choć tu również uzyskanie odpowiedzi na pytania “kiedy to się stało” albo “w jakich okolicznościach to się stało”, a czasem nawet “co się właściwie stało” graniczy z cudem. Można z tym jeszcze jakoś żyć, gdy problem jest widoczny na pierwszy rzut oka. Czasami jednak problem, który należy usunąć występuje tylko w specyficznych okolicznościach i wówczas bez otrzymania informacji jak odtworzyć problem, mogę co najwyżej zgadywać (szklana kula w remoncie).

Ciekawe efekty przynoszą również próby tłumaczenia, że nie znam się na sprzęcie. Nie wiem, jaką kartę graficzną, płytę czy nagrywarkę kupić. Nie interesuje mnie to, mogę te informacje zdobyć, gdy będą mi potrzebne, bo będę na etapie zakupu karty/płyty czy nagrywarki. Normalnie nie jest mi to do szczęścia potrzebne i podejrzewam, że “zwykły użytkownik” czytający regularnie czasopisma komputerowe ma w tym względzie dużo większą wiedzę ode mnie.

...i tak marudzić mógłbym jeszcze długo.

Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem Komputer “nie działa”

Autor: Paweł Goleń