Co mnie irytuje na LinkedIn

Na początek dwie sprawy. Po pierwsze nie szukam (aktywnie) pracy, natomiast nie oznacza to, że z góry wykluczam rozmowę na temat nowych ofert. Po drugie nie jest tak, że wszystkie interakcje z rekruterami wyglądają tak, jak w kilku przykładach poniżej. Zdarzają się przypadki, w których ktoś zada sobie jednak trud przeczytania profilu i zastanowienia się, czy oferta aby na pewno pasuje do mojego profilu. Wówczas najczęściej również cała reszta interakcji jest profesjonalna.

Dobrze, to teraz pora na marudzenie. Kilka przykładów z życia wziętych.

Najpierw coś oczywistego – szablonowa oferta, w której nie wszystkie wystąpienia zwrotu pan/pani zostały dopasowane do adresata. Wiem, że zdarza się to dość często i to w odniesieniu do obu płci.

OK, rozumiem, błąd pan/pani się zdarza, można to przeoczyć. Ale jakoś łatwiej to zaakceptować, jeśli oferta w jakikolwiek sposób jest zgodna z profilem zawodowym. Niestety, częściej nie jest to przeoczenie, tylko normalne niechlujstwo, któremu często towarzyszy wysyłanie ofert komu popadnie, bo wyskoczył w wyszukiwarce. Jestem w stanie zrozumieć tematy pokrewne – na przykład choć nie jestem zainteresowany audytem, to jeszcze mogę zrozumieć dlaczego takie oferty do mnie trafiają. Ale czasami naprawdę nie wiadomo o co chodzi. Sam kiedyś spędziłem sporo czasu przeglądając własny profil i zastanawiając się, która jego część może wskazywać, że jestem programistą Javy.

Jeśli ktoś przedstawia ofertę to i tak dobrze. Coraz częściej cała aktywność sprowadza się do wysłania zaproszenia z kilkoma niedbale napisanymi zdaniami “wyjaśnienia”. Przykład ostatniej fali:

Hi Urgent Requirement ————— “Infrastructure Security Consultant @ Krakow, Poland” Please connect for further discussion

Dostałem trzy lub cztery takie zaproszenia od różnych ludzi (o ile się nie mylę – z jednej “firmy”). Moim zdaniem jest to już poniżej pewnego poziomu. O ile samo podejście (jest oferta, jeśli jesteś zainteresowany, skontaktuj się ze mną) bardzo mnie nie razi, to forma wiadomości już tak.

Dobrze, jest kontakt, jest jakaś oferta lub propozycja luźnej rozmowy. Sposób podejścia osoby kontaktującej się ze mną wskazuje na to, że oferta może odpowiadać mojemu profilowi. Ustalamy termin rozmowy (co nie zawsze jest proste, ach te strefy czasowe) i nikt nie dzwoni. Cóż, nie to nie, łaski bez, każcie się wypchać i na zielono pomalować (czy jakoś tak to leciało – Kosmiczne wakacje).

Załóżmy, że dochodzi już do rozmowy. Nie na konkretną rolę, ale tak by “dowiedzieć się więcej” i w trakcie tej rozmowy pada pytanie o oczekiwania finansowe (dalej, bez konkretów na temat roli). Po ich podaniu następuje próba zbicia oczekiwań. Cóż, dość ciekawe podejście mając na uwadze, że nie szukam pracy, nie aplikuję na żadną konkretną ofertę, nie ma nawet mowy o jaką ofertę może chodzić.

P.S. Z napisaniem czegoś na temat LinkedIn nosiłem się mniej więcej od lutego tego roku od czasu świetnego posta Tomka – “Dzwonię do pani/pana z agencji HR.” Skąd??

Oryginał tego wpisu dostępny jest pod adresem Co mnie irytuje na LinkedIn

Autor: Paweł Goleń