Nie, nie chodzi o jakiegoś bota do Twittera. Nie jest to również aluzja do Czesława. W pewien pokręcony sposób tytuł jednak odnosi się do tego, o czym chcę napisać.
Tak się składa, że wróciłem właśnie z wakacji, dwa tygodnie poza naszym pięknym krajem z nieco mniej pięknymi politykami (i nie chodzi mi tu o ich aparycję). Choć nie jestem uzależniony od komputera i internetu, albo przynajmniej tak sobie wmawiam, to jednak pewne problemy z łącznością z siecią były irytujące. Ta hipotetyczna maszynka do ćwierkania to nic innego, jak pewien specyficzny "wakacyjny" AP, który przynajmniej część tych problemów mógłby rozwiązać.
Na czym polegał problem? Cóż, właściwie we wszystkich kwaterach (urlop miał charakter częściowo objazdowy) dostępna była sieć WiFi. Problem w tym, że naprawdę poprawnie działała ona tylko w jednym miejscu. W jednym miejscu działała względnie poprawnie jak już udało się połączyć/uzyskać adres IP. W kolejnych dwóch miejscach sieć działała, jak sygnał zawiało. W praktyce oznaczało to konieczność przeniesienia się w pobliże AP, by móc z sieci skorzystać.
W sumie ta hipotetyczna maszynka nie potrzebuje wiele:
- możliwości jednoczesnej pracy w trybie klienta i AP,
- anteny z dość dużym zyskiem lub możliwości podpięcia takowej,
- opcjonalnie modemu GSM, gdy akurat żadna sieć WiFi nie jest dostępna,
Podejrzewam, że przed kolejnym wyjazdem wakacyjnym ta koncepcja może nabrać konkretnych kształtów.
P.S. A znacie Kombajn do Zbierania Kur po Wioskach?
A na krótsze wyjazdy na pustynie "internatowa" to Nokia Lumia 800 z wlaczanym współdzieleniem internetu (WIFI)
Urządzenia z Androidem podobno (wg instrukcji) nieźle wspierają modemy na USB. Ciekawe jak jest z kartami wifi - przyznam, że nie widziałem żadnego opisu (szybkie wyszukanie pokazuje, że są reklamowane karty na USB dla Androida). Wtedy nawet aktywny hub USB będzie mniejszy, niż AP. Tylko mobilność siada, bo telefon z wetkniętym kablem to już nie to samo, co chodzenie po całym pokoju. OTOH dodatkowy ogranicznik korzystania.