Jakieś 10-12 lat temu znacząco zmniejszyłem "konsumpcję" tradycyjnych nośników słowa pisanego (książki, gazety, czasopisma) na rzecz tego, co można było znaleźć w Internecie. Po prostu w sieci było więcej, bardziej konkretnych i aktualnych informacji. Oczywiście już wówczas pojawiał się problem z ich wiarygodnością, choć "bariera wejścia" dość skutecznie odsiewała kompletne bzdury.
Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy. W rezultacie ponownie udział wspomnianych tradycyjnych nośników w tym, co czytam, jest coraz większy. Dzięki temu coraz rzadziej mogę oglądać główne strony "najważniejszych portali", które nadzorują specjaliści od wciskania tej samej informacji wiele razy, bo przecież liczy się klik i wyświetlenie reklamy.
Trzeba pogodzić się z tym, że chodzi o pieniądze. Często nie warto (w sensie - zysk nie uzasadnia poniesionych kosztów) tworzyć serwisów na wysokim merytorycznie poziomie, jeśli korzystać będzie z tego 0.1% społeczeństwa. W efekcie to, co jest oferowane, odpowiada temu, na co jest zapotrzebowanie. Na wyjściu jest "informacyjna" papka oparta na sensacji, plotce i cudzym niepowodzeniu (przecież nic tak nie dowartościowuje frustrata).
Można biadolić nad tym, że wszystko "schodzi na pudelka". Można próbować apelować o "utrzymanie poziomu", choć akurat ja nie widzę tutaj szans powodzenia. Co więcej nie widzę uzasadnienia, dlaczego miałbym komuś mówić jak ma prowadzić jego własny biznes. Za jego własne pieniądze. Mogę po prostu nie korzystać z jego usług, lub stworzyć coś alternatywnego, jeśli uważam, że zrobię to lepiej (i mam na to środki).
Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że byłbym gotowy zapłacić za usługę, która polegałaby na otrzymywaniu w pewnym stopniu merytorycznie zweryfikowanych aktualności z wybranych przeze mnie dziedzin. Taki agregator treści z sitem na wejściu i oceną wartościowości poszczególnych informacji (nie, crowdsourcing nie działa, daje dyktaturę przeciętności). A i za samą treść też byłbym w stanie zapłacić.
Z drugiej strony, co mają robić ludzie, których językiem posługuje się jeszcze mniej osób?
Nigdy nie kupowalem tygodnikow opinii, gazet codziennych takze nie czytalem zbyt czesto. Glownym zrodlem informacji byla telewizja. Jestem mlodym czlowiekiem i kilka lat temu gdy potrzeba orientowania sie w biezacych wydarzeniach na swiecie i w kraju dopiero we mnie sie rodzila, to wystarczalo. Jednak od dobrych czterech lat nie posiadam telewizora (polecam!) i internet stal sie dla mnie jedynym zrodlem informacji. Z reszta, gdy zdarza mi sie ogladac od czasu do czasu programu informacyjne zawsze uderza mnie czas poswiecany na polska polityke, jakby reszta swiata nie istniala oraz stronniczosc. Rzeczywiscie trzeba przyznac, ze poziom artykulow na portalach informacyjnych jest zenujaco niski. Na szczescie jeszcze mam wystarczajaca ilosc czasu zeby przegladac portale zagraniczne, a i rodzime czesto takze badam dosyc wnikliwie. Dzieki temu wszystkiemu jestem w stanie wyrobic sobie opinie o wielu sprawach na podstawie informacji ktore nie sa nazbyt stronnicze lub tez po prostu pobiezne. Niestety wolnego czasu robi sie coraz mniej i wiem, ze bede musial porzucic swoje nawyki. Moze wtedy w ogole popasc w ignorancje i nie interesowac sie tym co dookola, na co i tak ma sie minimalny wplyw. Chociaz nerwy w calosci pozostana.
Nie znalazlem miejsca w polskim internecie serwujacego informacje ktore nie byloby stronnicze, pokazujacego rzeczy naprawde wazne a nie tylko polityke ale rowniez gospodarke czy poruszajace problemy spoleczne. O trollowaniu w komentarzach nawet nie wspominam.
Moze jednak jest taka perelka ukryta w odmetach sieci i jakis czytelnik wskaze ja laskawie.
Nie wiem, czy będziesz w stanie znaleźć miejsce, które prezentuje informacje bez komentarza. A komentarz będzie już w pewnym stopniu subiektywny. Nie istnieje prawda obiektywna, istnieje tylko taka, która zostanie przedstawiona. Kto ma pióro, ten ma władzę.
Jakiś czas temu ciekawa dyskusja w kontekście WikiLeaks. Pojawiło się w niej stwierdzenie, że Assange wyznaje zasadę, że każdy ma prawo poznać fakty i na ich podstawie wyrobić sobie zdanie. Bez manipulacji. Ale z drugiej strony podanie samych faktów bez kontekstu w jakim one zaistniały, również może być pewną manipulacją (wyciąganie wniosków bez znajomości wszystkich przesłanek).
A nawet jak są przesłanki, to co z tego:
http://www.youtube.com/watch?v=UXZRBJYX__E
http://www.youtube.com/watch?v=a1pdHSEt0bc
http://www.youtube.com/watch?v=5WUdOm7LHCg
Miejmy nadzieje, ze patologie nie urosna do takich wymiarow jak w USA, gdzie istnieje Fox news. Wystarczy wspomniec, ze gdy ostatnio chcieli rozszerzyc swoja dzialalnosc na Kanade, zrezygnowali z ekspansji, poniewaz tamtejsze prawo prasowe zabrania publikowania klamstw.
Zgadzam się - natłok informacyjny jest naprawdę niesamowity. Sam zauważam, że w przeciągu kilku miesięcy zacząłem śledzić informacje tylko z jednej wąskiej działki - web security. Na "prasówkę" z innych tematów, które mnie żywotnie interesują, IT czy nie - po prostu nie starcza czasu. Dlatego, że każdą interesującą informację staram się doczytać, pogłębić, przeanalizować.
Można "pójść po łebkach" i czytać niezweryfikowane informacje zrobione systemem Kopipejstiego, sensacyjne newsy mnożące się po różnych mikroblogach, blogach - tak łatwiej, szybciej, tylko pewien niedosyt pozostaje. W gruncie rzeczy sprowadza się do to tego, że jedni ludzie zawsze są głodni dobrej, pogłębionej analizy, a drudzy wolą takie fastfoody.
Zauważyłem, że w zarządzaniu mnóstwem nowych informacji przydaje się ostra selekcja. Mam dużo feedów w G.Readerze, śledzę blipa, na Twitterze (który, jak zauważyłem, jest dużo bardziej merytoryczny niż blip, jeśli się wie, kogo śledzić) też się udzielam - ale większość newsów tylko przelatuje na ekranie, zatrzymuję się na nielicznych. Wtedy czytam - do końca, a jeśli jest to warte przekazania dalej, przekazuję. Kluczowe jest to, żeby wiedzieć, co się publikuje dalej - czyli sprzątamy śmietnik, zamiast się do niego dokładać.
I jakoś to leci - także, Pawle, przynajmniej z branżowych newsów idzie to jakoś ogarnąć, choć fakt, zajmuje to dużo czasu. Ale chyba nie ma innej drogi - ze swojej strony mogę polecić Twittera - ostatnio stołuję się tam i całkiem dobra to kuchnia.
Inna sprawa, że poza tematami "branżowymi" jest też sporo rzeczy, którymi się w jakiś sposób interesuję, ale nie na tyle profesjonalnie, by móc znaleźć wartościowe źródła informacji i skutecznie sortować to, co przychodzi.
Wszystkie źródła, z których wybieram materiały do poczytania oczywiście są Google Readerze, ale trochę brakuje mi takiego branżowego "digga" czy jak kto woli "wykopu". Mówiąc krótko: agregator treści związanych wyłącznie z branżą security/web security. Przy pomocy zainteresowanych ludzi można szybko wyłuskać z większego zbioru informacje najciekawsze/najważniejsze. Co myślicie o takim czymś? Agregatory społecznościowe typu wykop są bardzo popularne, ale ogarniają wiele tematów ogólnych, brak tam specjalizacji... Skoro wokół jakiejś branży, tematu (w tym wypadku "security") istnieje większa grupa zainteresowanych (społeczność) to nie widzę przeszkód w działaniu takiego serwisu. Czekam na opinie
Druga sprawa - jeśli widzę, że w zakresie tych obszarów, gdzie dysponuję pewną wiedzą, dobrą "reputację" zyskują takie informacje, które są nie do końca zgodne z prawdą, nie wyczerpują tematu, są co najmniej "dyskusyjne", to mogę przypuszczać, że tak samo jest w innych obszarach. A w nich niestety swojego własnego filtra odrzucającego blablanie założyć nie mogę.
- trafiły w dobrą porę - godziny poranne, czyli wysoka aktywność userów,
- mają chwytliwy tytuł/opis.
Jeśli chce się zapobiegać zaniżeniu poziomu materiałów zbieranych w takim serwisie należałoby utworzyć zamkniętą grupę osób o najsilniejszym głosie.
Istnieje też inna idea takiego serwisu: jest grupa użytkowników, z tej grupy wybierasz sobie osoby, które znasz/lubisz/ufasz że dodają wartościowe materiały (nazwijmy to grupą zaufania) i wtedy zawartość serwisu jest ustalana tylko pod Ciebie na podstawie aktywności znajomych - tzn. dla Ciebie na głównej będą widocznie wyłącznie materiały "wykopane", dodane przez osoby z grupy zaufania Wtedy też występuje uśrednienie treści, ale jednak względem grupy, którą sam ustalasz.
To taki luźny pomysł, chętnie poczytam co o tym myślisz/myślicie.
Po drugie szkoda, że Google Reader nie jest na tyle inteligentny, by filtrować wiadomości nie pokazując na liście tych, które już przeczytałem sam, lub ktoś inny zdążył się podzielić. To mnie trochę hamuje przed dzieleniem się każdym wpisem, który uważam za interesujący. Po prostu przypuszczam, że większość(?) osób śledzących moje "dzielone" wpisy też już je czytało.
Samo pole do rozwoju tu jednak widzę, przy czym:
- powinno to być maksymalnie nieuciążliwe dla "recenzenta",
- odbiorca powinien mieć możliwość konfigurowania tego, co dostanie,
Na przykład poszczególnym "recenzentom" przypisanie pewnej wagi byłoby ciekawym rozwiązaniem. I tagowanie/kategoryzowanie... Tylko z tym drugim mam problem trochę. Im więcej "stopni swobody" wyboru kategorii/tagu, tym ciężej się w tym wszystkim połapać...